Kreatura na uwięzi i duże SZKODA, czyli abstrakcyjnie o niewyrażonej twórczości

No proszę, a jeszcze niedawno było to dla mnie zupełną abstrakcją, że
mogłabym tak bezpardonowo pokazywać (ba! oferowac!) w Internecie to, co tworzę!

Ale do rzeczy 🙂

Bardzo długo zajęło mi dojście do miejsca, w którym jestem teraz. Przestrzeni, w której cieszę się swoją kreatywną naturą i szanuję swoje twórcze potrzeby.

Od dziecka łapałam się na bazgroleniu po wszystkim, co miałam pod ręką. Gazety, zeszyty oraz najróżnijszej maści skrawki papieru, tzw. „karteluszki”. Pomięte, niepotrzebne lub przeciwnie ważne i potrzebne – ozdobiłam chyba każdą karteluszkę, jaka wpadła w moje ręce!

Nie sądziłam wtedy, że był to jeden z przejawów mojej kreatywności. W ogóle to nawet takie słowo jak „kreatywność” nie funkcjonowało wtedy w obiegu, a przynajmniej ja go nie znałam.

Z drugiej strony, z jakiejś przyczyny , młodzież, która chodziła do Liceum Plastycznego wydawała mi sie taka „uprzywilejowana”, lepsza. Wydawało mi się, że mają fajnie, bo mają TALENT.

Ja byłam określoną matematyczką. Umysł ściły 😑

Długo miałam tez bardzo silne przeświadcznie, że aby „uprawiać” jakąkolwiek formę sztuki, to trzeba się tego porządnie wyuczyć w specjalitycznych szkołach – czyt. należy się wyszkolić na artystę. Ja do takowej nie chodziłam, więc w swoim odczuciu nie miałam prawa tworzyć. I naprawdę nie dawałam sobie do tego prawa. Bazgrolenie na jakimś pogniecionym świstku – OK. Ale żeby wziąć czystą kartkę i starannie narysować coś od początku do końca – to już NIE ( zdarzało się, ale bardzo rzadko).

Zwyczajnie nie dawałam sobie na to wewnętrznego przyzwolenia, bo to przecież ARTYŚCI mają monopol na tworzenie.

Nie-artyści nie-tworzą. 😵

Koniec kropka.

Tak działał mój zero-jedynkowy umysł. Albo wszystko, albo nic! Natomiast to, że odczuwałam ogromną wręcz potrzebę plastycznej ekspresji, miałam głęboko w miejscu dostępnym tylko dla wybranych…

Po latach, gdy byłam już w dość zacnym wieku (w którym większość moich znajomych zajmowała się rozwiązywaniem nierówności w zeszytach swoich pociech), trochę poluzowałam gumę w gaciach i wymyśliłam sobie, że malowanie będzie moim „hobby”. Hura!! 😃 Do posiadania hobby mam przecież „PRAWO” 🙂

Mój umysł przyjął to na miękko. Gorzej ze starszyzną w rodzinie, która patrzyła podejrzanie, jakby na swojej zbiorowej twarzy miała wypisane:

Czekaj, czekaj! Przecież Ty już masz jedno hobby! (tańczę). Nie za wiele tego? A co z normalnym życiem? A kiedy dzieci? „

Wyimaginowana starszyzna


No ale nic. Niech marszczą się i myślą co chcą! Najważniejsze, że ja mam już własne przyzwolenie, by od czasu do czasu mazać pędzlem po płótnie. Dołączylam nawet do grupy malarskiej – no hobbistka pełną gębą!

Zobacz jak to sobie sprytnie wymyśliłam.😏 Ustawiłam bezpieczne granice, wokół nich postawiłam znaki z napisem „HOBBY”, a wszystko tylko po to, żebym mogła czuć się bezpiecznie z tym, co robię.

No bo, co by się stało z moim życiem, gdybym szczerze przyznała sama przed sobą, że tak naprawdę chcę być malarką (i tancerką!)? Mój świat na głowie by stanął, a ja musiałabym się nieźle nagibać by tak wielkie marzenia spełniać !!! O zgrozo!!!😳

Dlatego udawałam przed samą sobą, że malarstwo to tylko takie moje hobby, no może pasja ( ale przez małe „pe”).

Jednocześnie coraz częściej doświadczałam nasilającej się frustracji, braku sensu i braku spełnienia…W końcu w tej swojej beznadziei dotarłam do miejsca bardzo ciemnego i zimnego… i co tam znalazłam?

KREATURĘ

Skuloną w kłębek, wychudzoną i zabiedzoną KREATURĘ – moje zmarnowane, wyglądające niczym Golum, wewnętrzne dziecko. 👶👶

Smutny widok.

Zrozumiałam, że to nikt inny jak ja sama trzymam tą swoją KREATURĘ bardzo krótko na łańcuchu i do tego w ciemnej w klatce. Karmię kromką suchego chleba. Poję łykiem wody raz na jakiś czas … i robię dosłownie wszystko, co w mojej mocy, by przypadkiem się nie wydostała ze swojej klatki!!!

Gdy jakaś ważna część nas nie ma możliwości wyrażenia się przez długie lata – to może zrobić się na prawdę bardzo nieprzyjemnie.

Dlaczego więc to robimy?Dlaczego sabotujemy sami siebie, zamiast po prostu zacząć wyrażać siebie takimi, jakimi jesteśmy?
Nie trudno zgadnąć:
❌ ze strachu „co ludzie powiedzą”

❌z lęku przed porażką bądź sukcesem ( i odtrąceniem przez „przyjaciół”)

❌ z braku wiary w siebie

❌z poczucia bycia „niegodnym”, „za starym”, „za młodym”, „za biednym” , „za głupim”, „za mało przebojowym”

❌z poczucia, że się nie należy do „elitarnej” grupy, która ma prawo TO robić.

❗Wymieniać można w nieskończoność!

No, ale czy te powody to „prawdy absolutne”, których musimy przestrzegać?

Ja naprawdę mam ogromny szacunek do ludzkich leków i blokad, ale jeśli chodzi o moje własne to cyt.”mówię stanowcze dość parówkowym skrytożercom” i wypraszam ze swojego zycia!

No ale po co ja właściwie o tym piszę?
Bo widzę wielu podobnych do mnie -dorosłych ludzi, którzy uparcie duszą swoje pasje i tęsknoty, by sprostać obrazowi siebie, jaki stworzyli do tej pory.

Jesteśmy dla siebie BEZLITOŚNI. Nie dajemy sobie nawet szansy, by spróbować!
Tyle energii wkladamy, w to by odsuwać od siebie wszelkie sygnały, które mogłyby pomóc w znalezieniu radości i spełnienia.

A życie do nas mówi:

Zobacz to Cię kręci! Powinieneś tam pójść!

życie mówi

Udajemy, że nie słyszymy, a potem (tak na dokładkę) głośno skarżymy się „ja nie mam żadnych talentów” 😢gdy np. rozmawiasz z kimś, kto zajmuje się czymś, co nas bardzo pociąga.(serio??!!🤔).

Tak uparcie trwamy w tym własnym klamstwie ( oprogramowaniu), że albo zapominamy, o tym co nas kiedyś pociągało albo blokujemy sobie drogę do znalezienia swojej pasji ( kłamstwo powtarzane ileśtam razy staje się prawdą – przecież o tym wiesz😉)

No dobra, ale czy fakt nie dążenia do spełniania marzeń jest rzeczywiście, aż taki straszny? – No….no nie. To jest po prostu takie duże SZKODA😢 …w sumie nic złego się nie dzieje. Mamy przecież rodzinę*, dom*, pracę*, środki na wygodne życie*(*niepotrzebne skreślić)…

Stać nas przecież na takie jedno duże SZKODA. Możemy sobie dobrze żyć i w spokoju duplikować nasze dni jak na ksero…Wielu z nas tak lubi a wręcz tego potrzebuje dla poczucia spokoju, bezpieczeństwa czy kontroli.

Zatem wkładamy to nasze duże SZKODA głęboko do szafy na najwyższą półkę, z ktorej ciężko jest cokolwiek zdjąć i nie zaglądamy tam zbyt często. Wszystko gra i może tak nam grać aż do śmierci.

Problem rodzi się, gdy nasze duże SZKODA nie chce już dłużej grzecznie siedzieć w szafie!😈😈

Ignorowane marzenia i tęsknoty potrafią uderzyć z ogromna siła, np. w postaci frustracji, wypalenia zawodowego, depresji.. (zaznaczam, że nie jestem ekspertem od zdrowia psychicznego, więc to tylko takie moje gadanie…, no ale, kurde, Ludzie, przecież gołym okiem widać, że tak jest!)

Jeśli więc ten mój abstrakcyjny bełkot choć trochę do Ciebie trafia, to…no właśnie, co🤔? -Sam (sama) sobie odpowiedz!

Komentarze

4 odpowiedzi na „Kreatura na uwięzi i duże SZKODA, czyli abstrakcyjnie o niewyrażonej twórczości”

  1. Awatar Krzysztof
    Krzysztof

    Wspaniały początek, z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg… Pozdrowionka 🙂

    1. Cieszę się, że się podobało:) Pozdrawiam!

  2. Awatar Joanna

    Świetnie napisane!!!

    1. Bardzo dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pl_PL